czwartek, 29 listopada 2012

No i w piz-du i wylądował, żeby oddać tę głębię, trza się posłużyć tym właśnie znanym cytatem.
Kto wylądował? A raczej, co wylądował? Nie, nie Tomek na wojennej ścieżce, bo ten jeszcze durś, a cięgiem Kochani Rodzice bez matki, opala się na Malarii. Wylądował świąteczny nastrój!
Całe miasto, a dokładnie cała moja wieś, jak długa i szeroka w choinkach, bombkach, świecidełkach.
Kolendy rżną od świtu do nocy, zarzynając sens takowych.
Sąsiad wystawił do okna choinkę.
Iluminacja w co drugim domu. W co pierwszym będzie po tym weekendzie.
Indyki zalegają w lodówach.
Łososie łypią okiem, a wielkie szyny powiesiły się na sznurkach z rozpaczy, że za chwilę, już nikt nie będzie pamiętał, gdzie jest sens i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, na czym polega urok nocy wigilijnej.
Cholera jasna dawajta mię szybciej te wnuki to może jeszcze co uratuję, Dickensa pokażę, a nawet przeczytam i wyczaruję zapach pomarańczy ( e, tu to chyba trochę przesadziłam ).

niedziela, 25 listopada 2012

Tomek na wojennej ścieżce poleciał w odległe rejony debatować na forum młodzieżowego ONZ, o problemach świata tego. Nie wiem czy zmieści się w nim nasz mikro domowy. Przed wylotem do pokojowej nagrody Nobla nie doszliśmy.
Doleciał. Info wysłał na mój adres treści- Kochani Rodzice, znaczy się nie myśl matko wyrodna, że do Ciebie piszę
-jest ok, tylko bardzo gorąco. Obrady zaczęły się burzliwie. Jutro plener azjatycki -Kuala Lumpur. Stop.
Na koniec coś było o kochaniu?
Przemyślałam. Cudowna cisza. Porządek. Lustro nie oplute pastą. Może nie odbierać z lotniska?. Zwrócić na porodówkę, w końcu termin reklamacji upływa dopiero w przyszłym roku. Zastanowiem się.


sobota, 24 listopada 2012

W życiu to nic nie jest proste.
 Urodzić się nie jest łatwo i umrzeć tyż zresztą nie.
Żyć nie jest łatwo ,a wychować dziecko to dopiero.
Iskrzy.
Widać tak musi być. Iskrzyć. Tylko u Kaczki zawsze constans, no ale Dynia szlachetna. Może ja się nie nadaje na matkę w wydaniu numer dwa? Trochę za późno na tę wiedzę, jakieś siedemnaście lat z okładem i przynajmniej dziesięć kilo.
Ciekawe jak będzie z akcją teściowa. Na razie się we prawdzie ani tu, ani tu, nie zanosi ale kedyś?
Mój ulubiony młody Anglik, co to będzie migrował do Niu Ziland albo innej  Osztralii ( nie mogą po ludzku? Australia? ) właśnie mi powiedział, że jego girlfriend rąbnęła mu pieniądze na bilet i początkowy pobyt na obcej? ( wszak Królowa króluje ) ziemi. Jakieś 7 tyś funtów w przybliżeniu. Fajna girlfriend, a dokładnie była girlfriend, czemu się z resztą nie dziwię.
 Jak wyżej -życie nie je proste, a czasami nawet mocno krzywe.
Na dworze Willy Fog. Podtopy.
 Niby zima idzie, a obornikiem jak jechało, tak jedzie. Widać taka karma tych ziem.

niedziela, 18 listopada 2012

Za oknem na całej połaci mróz. Białe dachy samochodów. A ja leżę sobie w łóżeczku, obłożyłam się książkami, a w poniedziałek to się nawet nimi zasypię, bo Umyślny z DPD podrzuci trzydziestokilogramową paczkę nadaną przez Prześwietnego Pierwszego przed wylotem.
Dobra są na miejscu, a było krucho, bo w mieście Kraka grasuje niejaka mgła i niczego podniebnego ze swoich szponów nie wypuszcza. Pewnikiem musiała się na chwilę zagapić i Mojego wypuściła ( albo się pozbyła, jak kto woli ) z sześciogodzinnym opóźnieniem. Toteż zamiast rankiem, jechałam na to lotnisko w zapadającym zmierzchu, ze zepsutym GPS-em i ze strachem u du.. , co ja biedna zrobiem jak się na tych polach, łąkach i pastwiskach pogubię.
"Paś owce, baranki moje..", tłukło mi się po głowie, a dodatkowo- pytanie gdzie jest bak w tym cholernym aucie i jaką tu się leje, jak by co, benzynę, bo czynności tej nie wykonałam ni razu przez lat całych pięć, czyli od zamieszkania.
Z pomocą Zdrowaś Mario, św. Krzysztofie i Panie Boże, przecież nie jestem taka najgorsza, z wypiekami na twarzy i natychmiastową chęcią siku!, raz tylko pomyliwszy właściwy skręt, padałam w ramiona Prześwietnego Pierwszego Męża.
Na miejscu zażarłam dwie zdobyczne malagi i dwa tiki-taki, bez kasztanków, bo nie lubię i udałam się w drogę powrotną w komforcie pasażera.
Jeździć to ja ponoć umiem całkiem nieźle, parkować?- w najmniejszą możliwą dziurę ale zmysłu orientacji to ja nie mam za grosz.
 Cóż nikt nie jest doskonały ale i tak jestem ...bez bunkrów.

środa, 14 listopada 2012

Byłam Ci ja w sklepie, kupić wino marki wino, na przyjazd syna marnotrawnego czyli Prześwietnego Pierwszego Męża z ojczyzny łona.
 Wino, świece, pieczyste, kadzidełka, kąpiel w mleku i te sprawy zapodam, w końcu z jakim gościńcem mam nadzieję chłop jedzie ,a dokładnie leci. I wybieram ci te wina, wybieram, dostojny Pan Anglik circa about z siedemdziesiąt wiosen liczący, elegancko ubrany, taki dżentelmeński niczym bohaterowie sir Artura Conan Doyl'a, przygląda mi się z boczku, nawet dopowiada, że to dobre i to dobre. Ja się uśmiecham, zdawkowo zgadzam i nagle telefon mię w torbie dzwoni. Odbieram, bo Ślubny pyta jaki ten krem z ty Dermiki, bo już zgłupiał tyle ich, że nie wie co brać. No to wymieniamy wskazówki po polsku, a w Pana Anglika jakby piorun strzelił. Poles!- rzekł donośnie i cud, iż przez zęby nie splunął, jeno palce obu rąk sobie włożył do uszu i odszedł.
Tak mnie ta sytuacja rozbawiła, że zapomniałam z kolei ja, środkowy palec do góry na znak protestu podnieść, jak tu w zwyczaju mają i słowem konkretnym niczym na koniec tej piosenki, gest ten podeprzeć.
Czyżbym  znienacka, po raz pierwszy w tym wilgotnym klimacie została ofiarą gorącego rasizmu?

niedziela, 11 listopada 2012

Kurde, zapomniało mi się tu pisać, cy co?
Jak miałam naście lat to chciałam mieć osiemnaście, które wyzwoliło by mnie od wszystkiego. Przyszło, nie wyzwoliło. Jak miałam dzieścia lat to chciałam, żeby te dziecka już mi dorośli, żebym odsapnęła. Dorośli, nie odsapnęłam. A teraz to bym ściała, żeby czas się cofnął albo przynajmniej przestał tak zpingalać, bo z niczym nie zdanżam. I niestety jak na złość- nie cofnie się.
Prześwietny Pierwszy Mąż na ojczyzny łonie. U mamusi. Nie żebym go wyrzuciła. Planowo pojechał, pożegnany jak należy, ze łzami w oczach i chustką falującą na wietrze, bo wiadomo na lotniskach duje jak trzeba, żeby nie powiedzieć, że piździ jak w kieleckim.
No i miała się zacząć laba. Nicnierobienie. A tu guzik. Nie wiadomo, w co te sterane ręce włożyć. I ani się człowiek obejrzy i znowu pojedzie na lotnisk, po odbiór rzeczy zaprzysiężonej.
Z racji zmieniającej się aury z deszczowej na deszczowo chłodną, w porywach mroźną, jak dzisiaj, powstała coroczna dyskusja na temat dziedzictwa narodowego czyli grzyba w mieszkaniu. Oczywiście są tacy, co idą w zaparte, że takowego dobrodziejstwa nie otrzymali. Hmm, może uda mi się kiedyś takie nieuposażone mieszkanie zobaczy. Na razie po pięciu ( już pięciu?! ) latach zamieszkiwania - bez skutku.
Wczoraj zaś z okazji -chata wolna bedzie bal, przybyli ułani pod okienko czyli babska impreza. Jedna taka farmaceutka, co to ma lat piździesiat dwa i z urodzenia poddana Jej Królewskiej Mości ale z rodziców Polaków, powiedziała, że nigdy nie pomyślała o sobie jako o Brytyjce. I to w przed dzień naszego święta narodowego takie wyznanie! Marszałek Piłsudski byłby dumny,  łza w oku się kręci. A tak zupełnie poważnie dyskusja poszła w kierunku czy narodowość w ogóle ma teraz znaczenie? Rzeczona farmaceutka na ten przykład posiada obywatelstwa trzy jakoż i dzieci jej.